Dziennik treningowy / Blog o tematyce treningu wytrzymałościowego oraz siłowego.

poniedziałek, 14 maja 2018

Ostatni raport nr 18 z przygotowań i startu w 6. Maratonie Lubelskim


Ciężkie treningi, restrykcyjna dieta, dopinanie najmniejszych szczegółów, przyniosły skutek, zawody zrobiłem na 100 procent swoich możliwości, zapraszam do przeczytania relacji.




Zawody ukończyłem na 8 miejscu w kategorii OPEN. Dobrze obsadzony bieg, trasa łatwiejsza niż przed laty, ale jak na Polskie standardy i tak dość trudna z wysoką temperaturą oraz bezchmurnym niebem.

Zająłem również miejsca  na podium i to dwukrotnie, najpierw jako drugi trzydziestolatek, a później jako najszybszy biegacz z Miasta Lublin. Nie wiele pisze się o nagrodach otrzymywanych przez najlepszych, więc ja napiszę o swoich. Oprócz dwóch pucharów, dwóch dyplomów otrzymałem kartę podarunkową na kwotę 400 zł w Sklepie Biegacza, pudło słodyczy z Firmy Pszczółka oraz zaproszenie na wizytę u fizjoterapeuty w GymFit.



Radość wielka tym bardziej że dorobiłem się sensownego wyniku w maratonie, a mianowicie 
2 godz. 57 minut oraz 29 sekund. Wreszcie życiówka która nie odstaje od wyników z krótszych dystansów. Na ten wynik musiałem czekać aż 3 lata, właśnie tak długo nie mogłem poprawić czasu w maratonie.


8 miejsce w OPEN na 571 uczestników kończących
7 miejsce w M30 na 167 uczestników kończących (ALE z uwagi na to że klasyfikacja generalna była do 6 miejsca, a nagrody się nie dublowały to wskoczyłem na podium czyli w M30 zająłem drugie miejsce.
2 Lublinianin ale tak jak wyżej, ostatecznie byłem pierwszy z uwagi nie dublowania się nagród

Ważna informacja od organizatora, trasa była krótsza, błąd nie wytyczeniu, a z oznaczeniem trasy przez pracowników organizujących maraton. Trochę szkoda bo wynik z Maratonu nie może być traktowany jako oficjalny. Ale czy to coś zmienia ? Dla mnie nie, osiągnięcia, miejsce i progres przecież jest, a ja nie jestem zawodowcem i czas nie jest mi potrzebny do zakwalifikowania się w Igrzyskach Olimpijskich :) przynajmniej narazie. 

Bieg wykonałem w miarę równym tempie, choć początek był wyraźnie szybszy, ale i na końcówce udało się przyspieszyć. Ostatni kilometr pokonałem w czasie 3 minut i 48 sekund, szybko ? Myślę że tak, co pokazuje że miałem sporo sił zostawionych na koniec, i być może udało by się urwać jeszcze trochę z tego czasu. Ale to gdybanie, można pobiec szybciej  i potwierdzić te przemyślenia, ale pewnie dopiero za rok.

Zapraszam również na relację Video 6 Maraton Lubelski

Poniżej zrzut z serwisu Polar wraz z danymi z biegu.



A teraz przejdźmy do tygodnia startowego.

Nie było aż tak intensywnie jak w poprzednich tygodniach, wiadomo tu liczył się odpoczynek, regeneracja, oraz odpowiednia dieta.

Dietę rozpocząłem już w Niedzielę po porannym bieganiu. Była to dieta Ketogeniczna. A co to oznacza, a to że węglowodany trzeba zlikwidować w diecie do zera.  A przestawić się na tłuszcze który ma stanowić w diecie aż 60 do 70% wszystkich posiłków. Chodzi tu głównie o to aby z ciała (mięsi oraz wątroby) wypłukać glikogen do zera.

To na czym biegać, ktoś zapyta, a na ciałach ketonowych. Właśnie w tej diecie wykorzystujemy tłuszcze które są rozkładane do form energetycznych. Ubytek masy ciała na tej diecie jest dość szybki, oraz dość szybka utrata tłuszczu podskórnego, aż są widoczne niemal prążki na mięśniach już nie mówiąc o żyłach. Dieta dość ciężka (przynajmniej w początkowym okresie) miałem zawroty głowy, spadki energii, a nawet lekkie krwawienie z nosa, oraz zaparcia.

Gdy Środa miała się ku końcowi, to znaczy godzina kolacyjna, ja zacząłem ładować węgle. Ale nie tak na hura. Aby wyjście z ketozy było lżejsze to trochę węgli na wieczór, aby w nocy mogły nastąpić pewne procesy ponownego przełączenia się na węglowodany.

Samo ładowanie węgli nie było robione na zasadzie jedzenie dużych ilości żarcia i opychania się do wiwatu. Nie tędy droga, a wiem bo tak właśnie robiłem i w dzień startowy byłem ociężały jak worek kartofli.


Tym razem jadłem tylko produkty węglowodanowe, czyli właściwie same warzywa. Jadłem 8 do 10 g węglowodanów na każdy kilogram masy ciała, ale należy zaznaczyć bez tłuszczowej masy ciała !!
Takie podejście dało mi odczucie że nie jestem przejedzony. A białko ktoś spyta, czy było mięsko ? Nie, nie było bo i tak białka dostarczałem dużo. Ilości białka to od 13% do 20% z samych warzyw, chyba starczy co!

Niedziela rano, to już standard, bułka z serem żółtym po przebudzeniu oraz na dwie godziny przed następna bułka (tym razem sama). Oczywiście aby wypróżnić resztki ładowania węglowodanów, i nie mieć problemów typu TOI TOI, wchodzi Yerba Mate. Dla mnie sprawdzony sposób, ale ważne aby zrobić to na 4 godziny przed biegiem. Yerba jest diuretykiem, a to znaczy że odwadnia.
Poniżej zakładane treningi oraz to co udało się zrobić.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz